niedziela, 23 marca 2014

Mama pracuje nad swoją sylwetką

Etap II projektu "Mamo bądź kobieca" tuż przed realizacją wydawał mi się najtrudniejszy i nadal taki jest.Dlaczego?A  dlatego(wstyd się przyznać),bo jestem leniem,przez duże L jeżeli chodzi o pracę nad sylwetką...Ci co mnie znają potwierdzą,że od zawsze wymigiwałam się jak tylko mogłam od aktywności fizycznej,czy to w szkole na lekcjach w-fu,czy w innych sytuacjach.Jedyną aktywnością było bieganie,gdy byłam spóźniona na autobus...



Czy zmieniło się to po urodzeniu Bartusia?W ciąży przytyłam masakralnie !!!Nie odmawiałam sobie niczego-potrafiłam zjeść litr lodów na raz-przecież kobiecie w ciąży się nie odmawia...Skutki uboczne po porodzie były widoczne,ale...No właśnie wszyscy dookoła mówili-karmiąca mama szybko chudnie,nieprzespane noce wyciągną w magiczny sposób kilogramy-hmmm tak,że tego...
Obalam mit-nic z tych rzeczy,przynajmniej w moim przypadku ;)
Jak Bartuś miał może 3-4 miesiące po namowach i fascynacji koleżanki niejaką Ewą Ch. postanowiłam spróbować-maluch w leżaczku-bujaczku, matka zasuwa równo przy  poleceniach znanej trenerki.Tak,wszystko fajnie, tylko po 5 minutach kończyło się to napadem śmiechu,który rozpoczął maluch patrząc co matka wydziwia i odstawia ;) I na tym się skończyło.Później samo z siebie było bieganie za małym (asekuracyjne), gdy zaczął chodzić,ba nie wspomnę o przysiadach i skłonach w celu posprzątania bałaganu zrobionego przez Bartusia-chyba każda mama wie o czym piszę :)

Ale,ale w końcu musi być zrealizowany projekt,tak? :)
Zacznę od tego,że mam najlepszego pod słońcem trenera,który nie uznaje wymówek i pilnuje na całego,więc o obijaniu się nie było mowy.Zresztą każda mama takiego trenera ma :) Barciulek się rozszalał,wczuł się w rolę i ganiał matkę przez cały tydzień-weszło mu to w krew,więc wątpię żeby jutro było inaczej-litości...
Nie było jakiś specjalnych ćwiczeń-wyciągnęłam i odkurzyłam rower i rolki,ale i to sprawiło,że w pierwszych dniach miałam mega zakwasy,jejuniu jak bolało ;)
Na wagę nie wchodzę,bo się z nią pokłóciłam-oszukiwała mnie strasznie,że tak powiem to jędza jedna :p
Niby nic-skłony,przysiady(żeby posprzątać cały galimatias) ,uniki (o tutaj to trzeba być zwinnym,żeby nie oberwać zabawką),jazda na rowerze ze śpiewającym z zachwytu Bartusiem(wiałam gdzie pieprz rośnie-co się tu oszukiwać mały nie ma talentu wokalnego,sprostowanie on nie śpiewa on się drze hahaha),jazda na rolkach za wózkiem (i ten jego śmiech z radości,że wózek potrafi wejść w takie obroty-formuła 1 po prostu),nasze tańce przy ulubionej muzyce (czyt.nowoczesna forma zumby),skakanie po łóżku (ups szczebelek poszedł) i wiele innych o których pewnie teraz zapomniałam ;)
Nie wiem czy z wagi chociaż kilka deko spadłam,ale nie o to chodziło-mi sprawiło przyjemność,że wreszcie się ruszyłam  i zrobiłam coś dla siebie,a że przy tym była mega radość małego z szaleństw matki to jeszcze bardziej cieszy :)

2 komentarze:

  1. Myślę, że jeśli Twój "trener" będzie odpowiednio motywował i będziecie ćwiczyć dłużej waga nieco spadnie ;) A podobno najtrudniejszy pierwszy kilogram :) Choć najlepsze rozwiązanie to po prostu kochać swoje ciało :)
    Dobrze, że się świetnie bawiliście ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zabawa przy okazji próby zrzucenia kilku zbędnych kg była i jest przednia (uwielbiam ten projekt :) ) Tak,tak mój trener nie odpuścił i dalej mnie motywuje (czyt.gania) :) Może będzie na tyle skuteczny,że się w końcu z wagą pogodzę ;)

      Usuń

Miło mi Cię gościć :) Będę wdzięczna, gdy pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza.