Komoda wyrwana z czeluści strychu ciotki, była w tak opłakanym stanie, że trzeba było ją reanimować wkrętami, żeby trzymała się całości i nie rozpadła w rękach.
Walczyliśmy z nią kilka dni i nie raz miałam siekierę w ręku żeby ją porąbać na opał.
Ale nie, przecież jak już się za nią zabrałam to trzeba skończyć- i tak oto powstała na nowo paździerzowa "piękność" ;)
1. Rozkładamy mebel na części: usuwamy gałki, starą powłokę- każdy element matujemy : robiłam to ręcznie i szlifierką- papierem o gradacji 150 ( nie za gruby i nie za cienki).
Pomocnik oczywiście dostał nagrodę za pracę :)
2. Ubytki uzupełniamy masą szpachlową do drewna- do kupienia w każdym budowlanym sklepie.
Nakładamy ją w dziurki szpachelką, wygładzamy, czekamy aż wyschnie i szlifujemy papierem ściernym o gradacji 220 ( drobnym).
Jeżeli efekt nie jest zadowalający powtarzamy- do skutku.
3. Odtłuszczamy matowioną powierzchnię - przecierając rozcieńczalnikiem nitro.
4. Malujemy.
Użyłam farby Dekoral - emalii akrylowej do drewna i metalu.
Większe elementy malujemy wałkiem ( ja polecam flokowy), a szczeliny pędzlem.
Po każdej warstwie odczekujemy czas podany przez producenta farby przed nałożeniem kolejnej.
U mnie wystarczyło 2 warstwy żeby uzyskać jednolity kolor.
Jeżeli mebel będzie poddawany szczególnej eksploatacji możemy zabezpieczyć go lakierem.
5. Wymieniamy uchwyty ( ja swoje kupiłam na aliexpress za grosze),
gotowe :)